środa, 15 września 2010

W opinii eksperta: Kształt polityki migracyjnej w Europie

Drugiego sierpnia dwa tysiące dziesiątego roku Centralna Agencja Unii Europejskiej EURODAC, odpowiedzialna za kontrolę przepływu osób i migrantów ogłosiła swój doroczny raport dla Komisji i Parlamentu Europejskiego, podsumowując swą działalność oraz monitoring działalności innych agencji stykających się z problemem migracji za rok 2009. Z raportu wynika, iż sam koszt zarządzania i koordynacji działań instytucji czuwającej nad szczelnością unijnych granic wyniósł grubo ponad 1 milion euro, co stanowi zaledwie ułamek promila całkowitych kosztów utrzymania szczelnych granic unijnych. Koszty te liczone są w miliardach euro, przy czym nikt praktycznie nie zastanawia się, czy pieniądze te wydawane są racjonalnie, we właściwy sposób i czy ich wydatkowanie jest rzeczywiście niezbędne. Mało kto się również zastanawia, czy cała polityka migracyjna Europy ma sens, względnie racjonalne podstawy, czy może przeciwnie – jej podstawą są irracjonalne lęki, populistyczne hasła i rasizm a rebous.
Z tego samego raportu wynika również, iż liczba nielegalnych przekroczeń unijnych granic spadła w latach 2008-2009 z 61 tysięcy do 31 tysięcy, a zatem o połowę. Europejscy politycy całkowicie bezrefleksyjne przyjęli tę wiadomość z nieukrywaną satysfakcją, co wpisuje się w kształtujący się od początku wieku trend budowania europejskiej, zamkniętej na migrację twierdzy. Wprowadzany system kontroli przepływów migracyjnych w coraz większy sposób zaczyna przypominać reguły państwa penalnego. J. Young, jeden z czołowych współczesnych kryminologów stwierdza, iż współczesne społeczeństwa nabierają charakteru ekskludywnego, używającego narzędzi wykluczenia jako podstawowych narzędzi kontroli społecznej. Jest to paradoks w krajach opartych na głęboko zakorzenionej wierze w siłę praw człowieka. Znacznie dalej idzie Zygmunt Bauman, pouczając, iż system wykluczenia jest współcześnie nieodłącznym elementem sprawowania władzy, w którym za pomocą policyjno-sądowo-penitencjarnego systemu wraz z jego medialnie generowanymi i dystrybuowanymi reprezentacjami przetwarza się, kanalizuje i manipuluje na zasadach wyłączności niepewnością, która rodzi się codziennie z przyziemnych doświadczeń ludzi żyjących w zderegulowanym i zindywidualizowanym, a przy tym niepewnym i pozbawionym poczucia bezpieczeństwa otoczeniu, w którym długotrwałe standardy, punkty orientacyjne i modele przyzwoitego życia są wszystkie wpychane i wrzucane do upłynniającego się tygla.
Problem migrantów jest w tym kontekście narzędziem idealnym, gdyż jest to grupa obca, której ex definitione można nadać status inności/wrogości, a przy tym posiadająca taką specyfikę, która przy całej swojej nieokreśloności, tajemniczości i zakamuflowaniu może wywoływać fałszywy lęk i przy całej faktycznej irracjonalności takiego założenia podważać jednak ekonomiczne podstawy egzystencji „rdzennych” Europejczyków. Stąd europejskie zdobycze państwa socjalnego, z którego Europejczycy są bardzo dumni zaczynają być rezerwowane wyłącznie dla „autochtonów”, natomiast migranci, szczególnie ci nielegalni, choć właściwie należałoby powiedzieć – ci, którym nie dano szansy legalizacji, podlegają procesom wykluczającym, prowadzącym do przekonania, iż ich obecność stanowi zagrożenie dla welfare state „prawowitych mieszkańców” kontynentu. W tym sensie dla tej kategorii przybyszów państwo socjalne zamienia się w państwo penalne, czego dowodem są rejestry osób niepożądanych, ośrodki detencyjne niczym nie różniące się od więzień, zasieki i druty kolczaste oraz polityka surowych i brutalnych deportacji. Polityka wykluczania obcych nabiera przy tym tempa, w czym prym zaczynają wieźć Francja i Włochy, tym nie mniej Polskę należy również zaliczyć do krajów najmniej przyjaznych migrantom. W ostatnich stadiach uzgodnień są rozwiązania, które umożliwią masowe deportacje nielegalnych migrantów z Europy, a samo prawo migracyjne ulega stałemu zaostrzeniu nie tylko w zakresie coraz bardziej wyśrubowanych wymogów umożliwiających wjazd na terytorium Unii, ale i pozwalając pozbawić cudzoziemca wolności na 18 miesięcy, co równe jest karom za ciężkie pobicie, bądź ciężkie uszkodzenie ciała w niektórych państwach unijnych. Upolityczniony rasizm zaczyna również w coraz większym stopniu trawić politykę wewnętrzną wspólnoty, prowadząc do dezintegracji i wykluczenia mniejszości etnicznych, narodowych i religijnych, niewpisujących się w kulturowy mainstream zachodniej cywilizacji. Polityka obwiniania, wykluczania i stygmatyzacji dotykająca pierwotnie europejskich muzułmanów obecnie z całą siłą dotknęła Romów, którzy będąc paradoksalnie od wieków obywatelami Europy, a obecnie również pełnoprawnymi obywatelami Unii podlegają skrajnej dyskryminacji w zakresie polityki zamieszkania i to tylko dlatego, iż państwa nie mają pomysłu na skuteczną integrację tej grupy ze wspólnotowym rynkiem pracy.
Patrząc na całokształt wspólnotowej polityki migracyjnej wyraźnie widać, iż Europa nie ma być z czego dumna. Rządy poszczególnych państw stawiają czynny i brutalny opór fali migracji, mimo braku jakichkolwiek dowodów na to, iż migracja jest zjawiskiem społecznie i ekonomicznie niekorzystnym. Co więcej istnieją dowody przeciwne, iż napływ migrantów zwiększa kapitał społeczny państwa przyjmującego, oczywiście o ile, względem tychże migrantów stosuje się politykę integracji przy akceptacji dla różnorodności. To jeden z największych, współczesnych błędów Europy. Konsekwencje takiej polityki w krótkiej perspektywie czasowej dotykają wyłącznie odrzuconych, dominującym zaś zapewniają komfort niezaangażowania. Problem w tym, iż jest to perspektywa krótkowzroczna, perspektywa zwiększająca koszty społeczne i ekonomiczne liczone nie tylko w niebotycznie i linearnie wzrastających kosztach nakładów na tak zwaną politykę bezpieczeństwa, wojnę z terrorem i nielegalną emigracją, ale liczone również w ludzkim nieszczęściu, niedoli, podwójnych standardach praw człowieka, dehumanizacji i upodleniu, jakich doświadczają na co dzień migranci usiłujący uciec od piekła środowiska, w którym wyrastali. Zamiast upragnionej wolności i demokracji Europa wita ich zasiekami, odzierającymi z godności procedurami, wszechogarniającą nieufnością, niezrozumiałymi ograniczeniami i wolą pozbycia się ich w możliwie krótkim czasie. Na deportację zaś muszą oczekiwać w więzieniach, co częstokroć stanowi większą ingerencję w system ich praw i wolności, niż ta, której doświadczyli w kraju pochodzenia. I to wszystko na kontynencie wyrosłym z tradycji wolności, braterstwa i solidarności. Śmiałą tezę co do zasadniczych celów stosowania pozbawienia wolności względem grup niepożądanych stawia Z. Bauman, wskazując, iż chodzi o unieruchomienie pewnych warstw społecznych w procesie ekonomicznej i społecznej konkurencji. Wywodzi swą myśl z teorii totalitarnych funkcji więzienia Micheala Foucaulta, u którego pozbawienie wolności jest symboliczną demonstracją siły władzy i jej moralnego uprawnienia do kształtowania stosunków społecznych. Problem w tym, iż prawo karne, w które zjawisko nielegalnej migracji zaczyna być niemal definicyjnie wpisywane, nie jest dobrym środkiem prowadzenia polityki społecznej. Jest raczej przejawem przemocy państwa wobec jednostki i ta funkcja prawa powinna być w demokratycznych społeczeństwach eliminowana. Tymczasem problem nielegalnej emigracji zaczyna podlegać zjawisku określanemu jako masowa prizonizacja. W tym kontekście David Garland, brytyjski socjolog zauważa, iż cechą zjawiska masowej prizonizacji nie są wyłącznie wysokie wskaźniki uwięzienia, lecz jest nią przede wszystkim systematyczne eliminowanie ze społeczeństwa całych grup populacyjnych – w Stanach Zjednoczonych młodych Afroamerykanów z centralnych stref wielkomiejskich, w Europie – młodych przedstawicieli społeczności emigrantów oraz biedoty. Masowe wyrzucanie, czy zamykanie ludzi napływających do Europy z innych kontynentów nigdy nie będzie racjonalnym i ekonomicznie opłacalnym rozwiązaniem Nie jest również w żadnej mierze uzasadnione etycznie. Argumenty etyczne w stosunku do problematyki nielegalnej migracji w ogóle nie pojawiają się zresztą w oficjalnym dyskursie służącym zaostrzaniu polityki migracyjnej, gdyż proponowane i stosowane instrumenty w sposób dosyć oczywisty prowadzą do moralnie nagannych skutków.
Tymczasem roczny napływ "nielegalnych" migrantów do Europy nigdy nie przekroczył 100 tys. osób rocznie, co nie może stanowić realnego obciążenia dla 500 milionowej społeczności wspólnoty. Taka masa ludzi nie tylko z łatwością zostanie wchłonięta przez system ekonomiczno-społeczny, ale i usprawni gospodarkę, zwiększy konsumpcję oraz konkurencyjność europejskich gospodarek. Właściwe zarządzanie takim przepływem mogłoby również uratować walące się sektory ubezpieczeń społecznych większości państw - członków UE. Mitem jest przekonanie, iż imigranci obciążaliby nadmiernie systemy opieki społecznej oraz generowali bezrobocie. Raczej odwrotnie, większość jest na tyle przedsiębiorcza, iż przy realnych, integrujących rozwiązaniach prawnych na rynku pracy zdynamizowałaby gospodarki, obecnie spowalniane przez nadmiar procedur i norm bezpieczeństwa, wykraczających poza uzasadnioną jakimkolwiek kalkulowalnym ryzykiem racjonalność. Jednocześnie wymusiłaby wtórną liberalizację norm regulujących obecnie stosunki społeczne i gospodarcze w Europie, co dodatnio wpłynęłoby na rozwój wszelkich sektorów ekonomii. Współczesna Europa dusi się przez liczne, nieuzasadnione realnym zagrożeniem normy bezpieczeństwa i postępującą biurokratyzację.
Przyzwolenie na zwiększony napływ cudzoziemców do Europy jest również moralnym obowiązkiem Europejczyków, spłatą długu zaciągniętego przez naszych przodków, którzy w okrutny, bestialski i zbrodniczy sposób eksploatowali i niszczyli społeczeństwa, z których wywodzą się współcześni emigranci. Europa nie może udawać, iż nie odpowiada za grzechy ojców. Stawiając tamę migracji Europa popełnia śmiertelny grzech zaniechania.
Dziwię się, iż Europa nie widzi żadnego potencjału społeczno-kulturowego w tego rodzaju przypływie migrantów. Zaskakuje mnie również, iż nie wyciąga żadnej nauki z historii. Cała potęga społeczno-ekonomiczna Europy jest w dużej mierze zapożyczona z innych kultur i cywilizacji, a dopiero następnie rozwinięta dzięki przewadze militarnej. Nie zauważa się, iż nasze dziedzictwo kulturowe, starożytna myśl filozoficzna zachowała się dzięki światłości Arabów, którzy ratowali i tłumaczyli starożytne manuskrypty palone w nienawiści przez przedstawicieli kościołów chrześcijańskich, które powszechnie się uważa za współtwórców naszej europejskiej tożsamości. Ale ta tożsamość nie jest chrześcijańska, nie jest germańska, słowiańska, czy anglosaska. Jest wielokulturowa. Ta wielokulturowość powinna mieć szanse na dalszy rozwój, który jest możliwy tylko dzięki migrantom. Od nich możemy się wielu rzeczy nauczyć, a przede wszystkim wspólnotowości opartej nie na obronie własnej tożsamości i izolacji, lecz integracji i tolerancji. Musimy tylko dać im na to szansę. W niepublikowanym eseju Civility and State Nils Christie opowiada o dychotomii między sprawiedliwością piramidalną, nadaną przez autorytet z góry oraz egalitarną, krystalizującą się w wyniku wymiany poglądów, której normotwórczy charakter wydaje się być bardziej demokratyczny. Formą dystrybucji takiej sprawiedliwości były niegdyś przestrzenie publiczne – małe sklepiki, skwerki, czy pralnie, w których dochodziło do naturalnej wymiany poglądów. Takie miejsca istnieją dalej w krajach rozwijających się, gdzie poziom przestępczości, lęku i poczucia zagrożenia jest dużo niższy niż krajach zachodnich. Te same przestrzenie migranci tworzą w dzielnicach, w których mieszkają, przez Europejczyków określanych mianem gett. W „białej” Europie miejsca te zostały zastąpione przez duży kapitał, reprezentowany przez centra handlowe, które uniemożliwiają tworzenie poziomych struktur sprawiedliwości. Dlatego dziś w Europie normy i zachowania nie powstają przez demokratyczny konsensus, lecz są narzucane przez biurokratów, reprezentujących interesy finansowej elity. Dziś standardy etyczne i moralne mają charakter korporacyjny zamiast być egalitarnymi. W tym sensie Europa traci tradycje, z których wyrosła. To bardzo niebezpieczny proces, prowadzący do miękkiego totalitaryzmu, społecznej niesprawiedliwości i wtórnej klasowości. Rozwinięty przykład takiego społeczeństwa obserwujemy dziś w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Szczęśliwie jest to proces odwracalny, z tym, iż poziom otwartości na innych zależy wyłącznie od nas samych.

Adam Bulandra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz