Polecamy


W niecierpliwym oczekiwaniu na wydanie w Polsce kolejnego, ostatniego już tomu trylogii Opowieści starego Kairu Nadżiba Mahfuza, czytelnicy mają okazję przeczytać, dzięki nowemu wydaniu, jedną z najwybitniejszych powieści tego egipskiego klasyka Hamida z zaułka Midakk. Książka jak zwykle w przypadku tego pisarza przenosi nas na ulice Kairu, tym razem w okresie II wojny światowej. Pomimo szczegółowo sprecyzowanych ram czasowych powieści, wydaje się, że świat stworzony piórem jedynego arabskiego laureata literackiej Nagrody Nobla, ma charakter uniwersalny.
Bohaterowie książki, prezentujący całe spektrum typów społecznych ówczesnego Egiptu zamieszkują zaułek Midakk, zapomniany i odizolowany fragment starego miasta. Miejsce to tworzy jakby mikroświat, a jego bohaterowie są reprezentantami wszystkich egipskich grup i klas społecznych. Mahfuz w wyrazisty sposób ukazuje problemy trapiące na nowo kształtujące się społeczeństwo, podkreśla wyraziście przepaść pomiędzy przedstawicielami młodego i starszego pokolenia. Husajn i Hamida pragną lepszego życia, zapatrzeni w Brytyjczyków, chcą żyć w społeczeństwie pozbawionym podziałów klasowych, opartym na równości. Jaskrawo zaprezentowany został rozdźwięk pomiędzy nowoczesnością a tradycją. Pochodzenie społeczne często decyduje o szansach życiowych młodych ludzi, a sukces zależy w dużej mierze od majątku czy pozycji rodziny, a nie od umiejętności czy wykształcenia.
Hamida jako atrakcyjna młoda kobieta, pochodząca z dołów społecznych jest skazana na poślubienie dużo starszego mężczyzny przedsiębiorcy As-Sajjida Salima Ulwana aby poprawić swoją sytuację życiową. Miłość, którą darzy ją biedny fryzjer Abbas al-Helu przestaje mieć znaczenie ze względu na jego sytuację finansową. Hamida pragnie żyć w pełni i korzystać z nowoczesności, co nieuchronnie prowadzi do ostatecznej tragedii dziewczyny. Aspiracje Hamidy nie dziwią, są uzasadnione, choć naiwność dziewczyny i wiara w bezinteresowność innych ludzi powodują, że wplącze się ona w sytuację bez wyjścia. Zawód, który zafunduje jej życie przyczyni się także do tragedii zakochanego w niej piekarza.
Mahfuz kolejny raz ukazuje problem istnienia ogromnych różnic klasowych na Bliskim Wschodzie, który jest aktualny także współcześnie w wielu krajach arabskich, gdzie występuje wyraźna stratyfikacja społeczna, a niektórzy ludzie skazani są na bycie obywatelami drugiej kategorii. Bohaterowie powieści są wyjątkowi tworząc całe spektrum typów psychologicznych, jednak nie ma tam postaci czarno-białych. Mahfuz nie dokonuje ich moralnej oceny. Nawet wydawałoby się negatywne postaci, takie jak Zajta, twórca kalek, który zmienia zdrowych ludzi tak, aby mogli zacząć trudnić się żebractwem, oszpecając ich i charakteryzując, nie wzbudzają jednoznacznie negatywnych postaw. Pisarz pokazuje, że życie często ciężko doświadczając jego bohaterów, nie daje im szans na lepszy los. Pomimo to, zachowują oni siły i radość, mimo różnic tworzą wspólnotę, która w ciężkich chwilach potrafi się wspierać i podtrzymywać na duchu.
Jakub Kościółek
 
Chinua Achebe, Wszystko rozpada się, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2009.

Po niemal trzydziestu latach od pierwszego polskiego wydania, PIW zdecydował się na opublikowanie w nowym tłumaczeniu Jolanty Kozak jednej z najważniejszych powieści afrykańskich autorstwa Chinua Achebe, nazywanego często „słoniem afrykańskiej literatury”,. Nigeryjski pisarz uznany już za klasyka literatury kontynentu wprowadza czytelnika w świat kultury Igbów (Ibów), ludu zamieszkującego deltę Nigru.
Powieść przepełniona elementami tradycji ustnej, pełnej barwnych przypowieści wprowadza czytelnika w nieznany świat obyczajów przedkolonialnej Afryki. Wioska, w której żyje główny bohater Okonkwo, cieszący się szacunkiem wojownik, rządzi się odwiecznymi prawami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie. Ciągłość tradycji podtrzymywana jest przez starszyznę klanu, tajne stowarzyszenia i wyrocznie, będące łącznikiem pomiędzy światem żywych, a światem duchów i przodków. Całkowicie obcy, egzotyczny wręcz dla czytelnika obraz życia klanu staje się stopniowo dla europejskiego odbiorcy zrozumiały, w czym niewątpliwie tkwi geniusz samego Achebe.
Wydaje się, że klan żyje w całkowitej równowadze i nie jest ona widoczna jedynie we współistnieniu ludzi z przyrodą, ale przede wszystkim w relacjach pomiędzy poszczególnymi jego członkami. Barwny opis obyczajów, świąt, obrzędów pozwala czytelnikowi na poznanie kultury ludu Igbo. Nawet, wydawałoby się nieludzkie dla europejskiego czytelnika zwyczaje, takie jak mordowanie bliźniąt, wydają się w pewnym sensie zrozumiałe. Rola starszyzny i hierarchii tworzonej w oparciu o tytuły nadawane zasłużonym członkom społeczności jest niezwykle istotna i pozwala tworzyć silne więzi wspólnotowe.
Harmonijny świat Igbów zostaje jednak zaburzony wraz z przybyciem Europejczyków wprowadzających imperialną politykę wyzbytą z szacunku dla zastanej w delcie Nigru kultury i opierającą się na rzekomej cywilizacyjnej wyższości. Polityka kolonizacyjna nie opiera jedynie na krwawych podbojach i mordach, ale realizowana jest też poprzez działalność misjonarską. Chrześcijaństwo powoduje rozpad tradycyjnych więzi łączących od wieków miejscowe wspólnoty. Jak zauważa jeden z bohaterów: „Biały człowiek przyłożył nóż do więzów, które trzymały nas razem, i rozpadliśmy się.” Achebe nie ukazuje jednak roli nowej religii w czarno-białych barwach. Pierwszy misjonarz który przybywa do wioski Brown szanuje praktykowane przez mieszkańców obyczaje, nie stosuje przymusu w misji chrystianizacji. Cieszy się on wielkim poważaniem wśród starszyzny plemiennej, która prowadzi z nim dialog na temat życia duchownego oparty na wzajemnym szacunku. Jednakże szybko okazuje się, że większość przybyszów z północy nie podziela stanowiska Browna, uznając obyczaje Igbo za barbarzyńskie i prymitywne. Niestety działalność białego człowieka musi prowadzić do tytułowego rozpadu wszystkiego.
Siła prozy Achebe tkwi niewątpliwie w przybliżaniu tradycji i obyczajów ludu Igbo z którego pisarz pochodził. Pozwala on czytelnikowi na poznanie przedkolonialnej Afryki z punktu widzenia jej mieszkańców, którzy nie są w stanie powstrzymać agresywnej kolonizacji i zawłaszczania, niszczenia przez Europejczyków ich rodzimej kultury, które paradoksalnie odbywa się pod przykrywką niesienia kaganka wiedzy, cywilizacji. Kolejny raz słyszymy ostre, ale nie pozbawione racji oskarżenie europejskich najeźdźców o niszczenie pierwotnej, wartościowej kultury Afrykańczyków. Powieść stanowi kamień milowy na drodze do rozliczenia zbrodni, za jakie odpowiedzialna jest polityka kolonizacyjna w Afryce i z pewnością warto uważnie się wsłuchać w głos Achebe.
Jakub Kościółek


Wytępić całe to bydło Svena Lindqvista to historyczny esej zabarwiony wątkami autobiografii i reportażu z podróży własnej do Afryki. Autor jest szwedzkim historykiem literatury specjalizującym się w analizie dziejów i piśmiennictwa epoki kolonialnej. Tego też dotyczy wspomniana tutaj książka. Stawia ona kontrowersyjną, acz nie pozbawioną sensu tezę, iż supremacja ekonomiczno-militarna Europy stworzyła podwaliny do ukształtowania się skrajnie rasistowskiego podejścia Białych, a w szczególności Anglosasów do innych ras i narodów. To podejście wypaczało wczesne osiągnięcia teorii ewolucyjnych, związanych również z dziełami Darwina i miało swoje przełożenie na politykę kolonialną, w szczególności względem państw i ludności zamieszkujących kontynent afrykański.

Dokonując zadziwiająco wnikliwego przeglądu dokumentów historiograficznych, dzieł naukowych, literatury i prywatnych tekstów z epoki kolonialnej Lindqvist dowodzi, iż Europejczycy traktowali ludzi innych ras jak nie-ludzi – tytułowe „bydło”, co dawało im usprawiedliwienie, wspierane teorią doboru naturalnego, do bezwzględnej ich eksploatacji i mordowania, które trwało nieprzerwanie od schyłku wieku XVIII, przez cały wiek XIX i pierwsze dziesięciolecia XX. Ludność rdzenną traktowano całkowicie instrumentalnie nie licząc się z jej życiem i zdrowiem. Lindqvist wskazuje na liczne pozbawione sensu ekonomiczno-społecznego przedsięwzięcia Europejczyków, takie jak wyprawy Stanleya i Livingrtone’a, które mając przysporzyć ich autorom dumy i honoru jednocześnie pochłaniały setki ofiar wśród bezwzględnie traktowanych tragarzy. Książka odsłania jedną z najczarniejszych kart europejskiej historii, kartę przemilczaną, zapomnianą i pominiętą. Kartę, w której eksterminacja innych ras następowała w imię zabawy, ćwiczeń wojskowych, czy wprawiania się w polowaniu. Gdzie niewalczących i poddających się upokarzano i zabijano dla sportu. Książka demitologizuje również wiele postaci, które do dziś cieszą się w Europie szacunkiem i stawiane są za wzór cnót – jak choćby osobę Roberta Baden-Powella, czyniąc z nich niepospolitych zbrodniarzy.

Po wydaniu książki toczyła się na jej temat gorąca dyskusja, a wśród głównych zarzutów wskazywano na umniejszanie znaczenia Holocaustu i niedocenianie ideologicznych źródeł antysemityzmu w Europie. Te zarzuty są błędne, gdyż książka zasadniczo w ogóle pomija problem zagłady Żydów. Snuje jedynie paralelę, w moim przekonaniu prawdziwą, iż Holocaust i zagłada ludności rdzennych w koloniach wyrosła z tej samej pogardy i z tego samego poczucia wyższości, jakie cechowało w owym okresie rasę białą. Odrzucanie tej tezy i skupienie się na ideologii nazistowskiej jako zasadniczemu źródłu Holocaustu to próba wybielenia czarnych kart europejskiej historii i podtrzymanie dobrego samopoczucia Europejczyków, jako nacji cywilizowanej, które po lekturze tej książki powinno na dobre zniknąć z naszych twarzy.
Adam Bulandra