poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Z życia wzięte – szok kulturowy w Chinach


Dzień kiedy otrzymałam wiadomość o otrzymaniu pracy w Pekinie pozostanie w mojej pamięci jako wyjątkowo ekscytujący. Po długich negocjacjach i oczekiwaniu moje marzenie wreszcie miało stać się rzeczywistością. Wiedziałam, że wyjazd i przystosowanie się do życia w tak odległej kulturze stanowić będzie nie lada wyzwanie, ale przede wszystkim czułam, że właśnie zaczyna się przygoda mojego życia.

Do Chin dotarłam na kilka dni przed podjęciem pracy i czas ten postanowiłam poświęcić na poznanie miasta na później odkładając „przyziemne” obowiązki takie jak znalezienie mieszkania, w czym zresztą miał mi pomóc mój pracodawca. Moje pierwsze wrażenia nie odbiegały wiele od wcześniejszych oczekiwań. Chiny od razu uwiodły mnie swoją magiczną atmosferą, począwszy od Wielkiego Muru po małe uliczki Pekinu wypełnione zapachami orientu. Jeszcze przed przyjazdem byłam nastawiona na napotkanie trudności choćby natury językowej ( moja znajomość Chińskiego ograniczała się do ok 10 słów), a jednak nie odczuwałam na tym polu większych problemów.
Sytuacja zmieniła się diametralnie kiedy nadszedł pierwszy dzień nowej pracy. Nagle okazało się, że łatwość poruszania się po turystycznej części miasta niewiele ma wspólnego z odnalezieniem się na zatłoczonych, ruchliwych ulicach biznesowych dzielnic Pekinu. Po raz pierwszy znalazłam się pośród ludzi, z których nikt nie rozumiał, bądź nie wykazywał chęci zrozumienia języka angielskiego, otoczona chińskimi znakami, które sprawiały, że czułam się jak zagubione dziecko. Poziom mojej frustracji sięgnął jednak zenitu gdy po dotarciu do miejsca pracy okazało się, iż pracodawca, który miał pomóc mi w znalezieniu mieszkania nie poczynił w tej sprawie żadnych kroków. Dopiero później nauczyłam się rozpoznawać subtelne komunikaty Chińczyków, wówczas jeszcze nie wiedziałam, że „pracujemy nad tym” oznacza raczej, brak zainteresowania zadaniem, a moje nieodstępowanie od tematu było dla nich kulturowo nieakceptowalne.


W trakcie następnych tygodni trudności zaczęły się piętrzyć. Wykonywanie najprostszych codziennych czynności ( wizyta w sklepie, banku, restauracji, znalezienie hydraulika) nierzadko wiązało się z problemami i stresem spowodowanym byciem niezrozumianym. Mandaryński okazał się trudniejszy niż przewidywałam, a nawet w miejscach gdzie pojawiały się angielskie tłumaczenia ciężko było cokolwiek zrozumieć, bo w końcu jakie danie właściwie zamawiam prosząc o „ deep fried chicken Muslim” ?


Nadal chciałam jak najwięcej nauczyć się o kulturze chińskiej, ale bez znajomości języka okazało się to bardzo trudne. Zaczęłam tez zwracać coraz większą uwagę na zachowania, które na początku nie wzbudzały we mnie tak wielkiej irytacji, nie potrafiłam już ignorować przepychania się, plucia, powoli zaczęłam zastanawiać się nad celem swojego przyjazdu. Wówczas rozpoznałam u siebie powszechnie spotykane zjawisko szoku kulturowego, które w tak odległej kulturze może okazać się dosyć brutalne. Głośne i zatłoczone ulice, frustrujące wrażenie bycia analfabetą, jedzenie, które nie zawsze może być do końca zidentyfikowane i konieczność znoszenia ciągłego wpatrywania się w twoją odmienną twarz, może być trudne do zniesienia nawet w dzisiejszym Pekinie, zalanym ludźmi ze wszystkich stron świata.

Taki szok kulturowy często pojawia się jako reakcja na zmianę środowiska kulturowego. Sytuacja znalezienia się w nowym kontekście kulturowym identyfikowana jest jako stresor. Zamieszkanie i życie w obcym kraju, nawet jeżeli potraktowane jako wyzwanie, a nie zagrożenie, niewątpliwie powoduje dużą zmianę, która wymaga uruchomienia zasobów w celu jak najkorzystniejszej adaptacji. Sytuacja osoby przystosowującej się do życia w obcej kulturze wiąże się z charakterystycznymi trudnościami. Musi ona zmierzyć się z szeregiem wyzwań, które nie występowały w miejscu pochodzenia, tj. nieznajomością języka, obyczajów, samotnością, tęsknotą za rodziną i przyjaciółmi. Pierwszy etap pobytu w nowej kulturze to często tzw. „miesiąc miodowy”, kiedy czujemy się turystami w nowym kraju, wszystkie różnice wydaja się nam fascynujące, a dominującym uczuciem jest euforia. Po takich pierwszych dniach w Pekinie wkroczyłam w etap „konfrontacji” gdzie pojawia się poczucie nieadekwatności własnego zachowania i poczucie zagubienia, a następnie „separacji” czyli narastającej irytacji i obwiniania obcej kultury. Jednak po pewnym czasie, również dzięki wsparciu jakie otrzymałam od poznanych w Pekinie przyjaciół, udało mi się wkroczyć w kolejny etap zwany „akulturacją”. Nabyłam wiele nowych umiejętności, poruszanie się po mieście nie sprawiało już trudności. Przestałam też irytować się wieloma sytuacjami. Wreszcie dotarło do mnie, że przepychanie i plucie nie są wymierzone we mnie, ale stanowią część życia w niezwykle przepełnionej populacji i ciężkich warunkach atmosferycznych. Przestałam też gloryfikować polską kulturę, przecież Polacy też nie zawsze zachowują się uprzejmie i akceptowanie. Niestety właśnie wtedy, kiedy na nowo zaczełam beztrosko cieszyć się swoją wielką przygodą i wreszcie zdołałam zadomowić się w Chinach nadszedł czas powrotu do kraju:(


Mam nadzieję, że dzieląc się moimi doświadczeniami szoku kulturowego zbytnio nikogo nie zniechęciłam do odwiedzenia Chin. Oczywiście, nowy i często nierozumiany styl życia może wydać się szokujący, ale najważniejsze to zachować otwartość umysłu i być przygotowanym na pewne trudności. Jakkolwiek ciężka mogłaby się wydawać sytuacja, na pewno zawsze znajdzie się Chińczyk chętny do udzielenia pomocy, nie wymagając niczego w zamian. A Pekin, będący niepowtarzalną mieszanką tradycji orientu i współczesnej atmosfery świata Zachodu zdecydowanie wart jest podjęcia wyzwania:)

Iga Machalewska

1 komentarz:

  1. Mam kolezanke w pracy, ktora przez rok uczyla angielskiego w Chinach. Najbardziej zaskoczylo ja to jak po niecalym roku wszystkie zachowania w rodzaju plucia, dziury w dzieciecych majtkach po prostu przestaly ja zaskakiwac

    OdpowiedzUsuń